Choć historie tutaj opisane zdarzyły się na przestrzeni ostatnich 5 lat, to aby mieć pełen obraz sytuacji trzeba cofnąć się wcześniej, do momentu kiedy się poznaliśmy.
Myślę że te wydarzenia, z początku naszej znajomości, kiedy jeszcze nie była moją żoną, wryły się dość głęboko w moją psychikę i zaważyły na tym, że zacząłem interesować się zdradą kontrolowaną.
W tych czasach nie mieszkaliśmy jeszcze razem, znaliśmy się raptem niecałe 3 miesiące. Ja miałem małą kawalerkę, ona mieszkała razem z koleżanką w innej dzielnicy. Spędzaliśmy ze sobą tyle czasu ile tylko się dało, wszak nie tak dawno wróciliśmy z pierwszej, romantycznej podróży na którą pojechaliśmy razem.
Ona pracowała do 17-tej, ja z racji mojej pracy miałem więcej czasu. Ewa wspominała często że chciała by kontynuować naukę języka którą kiedyś zaczęła. Myślała o konwersacjach, jednak ich koszty były wtedy dla nas wysokie.
Jak się okazało podobne rozterki miał jeden z jej znajomych, a w zasadzie chyba wspólny znajomy jej i jej byłego chłopaka.
Któregoś dnia kiedy byliśmy u niej w domu zaczęła skarżyć mi się na wolno działającego laptopa. Zaproponowałem że wezmę jej laptopa na jeden dzień i zajmę się tym, wiedziałem że wystarczy prawdopodobnie porządne oczyszczenie systemu z śmieci, ewentualnie trzeba będzie zainstalować na nowo system operacyjny. Zgodziła się bez problemu, laptop był prywatny, w pracy go nie potrzebowała, a następnego dnia mieliśmy znów się spotkać więc miała by go z powrotem.
Następnego dnia czyszcząc go ze "śmieci" u siebie w domu wpadła mi do głowy pewna myśl....a może by zobaczyć z kim moja Ewa rozmawia na gg?
Okazja była doskonała, nikt mi nie przeszkadzał, do gg nie było hasła, miałem czas....
To co tam znalazłem zmroziło mi krew w żyłach, była to rozmowa z jej kolegą od nauki języka w której to oboje zapewniali się nawzajem że to co się stało nic nie znaczy....że to tylko koleżeński sex...
Było całkowicie jasne że on zaprosił moją Ewę do siebie, jak się okazało mieszkał niedaleko, zaprosił aby na spokojnie, wieczorkiem porozmawiać o wspólnych konwersacjach, wspólnych znajomych.
Rozmowa, wino, wieczór....i stało się, wszystko skończyło się sexem. Nie zaplanowanym, spontanicznym, ale jednak sexem.
Skopiowałem sobie ich rozmowę na swój komputer i prawdę mówiąc nie wiedząc co zrobić pojechałem na swoje umówione, wieczorna spotkanie z Ewą.
Nie pamiętam dobrze jak jej to powiedziałem, wydaje mi się że na początku wszystkiemu zaprzeczała, potem dopiero się przyznała. Był płacz, były łzy, były przeprosiny, błaganie i niedowierzanie że nie zdecydowałem się od razu odejść.
Długo rozmawialiśmy o tym co się zdarzyło, wszystko jednak odbyło się rak szybko, że nie wiedziałem czego powinienem oczekiwać, co powinienem zrobić, czego wymagać.
Skończyliśmy w łóżku, nie pamiętam czy tej nocy uprawialiśmy sex, chyba nie, chyba tylko leżeliśmy przytulając się.
Wtedy, zszokowany całą sytuacją odbierałem to tylko jako ból, bolało mnie że zostałem zdradzony, ale nie było to jakimś ogromnym problemem - sam nie wiem czemu, może jeszcze nie czułem że jesteśmy bardzo blisko siebie.
Nie zastanawiałem się jak to zrobiła, czy tylko pieprzyła się z nim, czy również mu obciągała. Nie myślałem o szczegółach, w jakich pozycjach ją brał, czy było jej dobrze, gdzie się spuścił....to przyszło dopiero później.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz